Science fictionWywiad

Wywiad z Kornelem Mikołajczykiem autorem książki Deus Ex Machina

Wywiad z autorem

Wywiad z Kornelem Mikołajczykiem autorem książki Deus Ex Machina

Robert Rejmaniak: Cześć! Dziękuję za chęć udzielenia wywiadu. Spotykamy się z okazji wydania książki Deus Ex Machina. Człowiek, który zniknął. Zanim jednak do tego dojdziemy, przedstaw się proszę naszym czytelnikom, powiedz kim jest Kornel Mikołajczyk?

Kornel Mikołajczyk: Cześć wszystkim! Głębokie pytanie na sam początek… Kim jestem? Pisarzem, przede wszystkim. Nigdy nie chciałem być nikim innym, nie strażakiem, nie policjantem, nie astronautą. Odkąd skończyłem 5 lat, istniała przede mną tylko jedna ścieżka (nazywając to szumnie) kariery. I choć publikuję już od dobrych dziesięciu lat, teraz nareszcie, dzięki Deus Ex Machina. Człowiek, który zniknął, czuję, że osiągnąłem coś więcej. To daje mi niesamowitą motywację i z pewnością nie zamierzam poprzestawać na jednej autorskiej książce. A poza pisaniem: tłumaczę dla Domu Horroru, redaguję dla Niedobrych Literek i czysto zarobkowo pracuję — o ironio losu — dla dużej japońskiej korporacji. Mój bohater byłby mną srogo zawiedziony. 😉

W którym miejscu rozpoczęła się Twoja oficjalna przygoda z pisaniem — pierwsze opublikowane opowiadania, nowelki? Jak wspominasz początek swojej drogi?

Sam początek drogi to jeszcze dzieciństwo: wymyślałem młodszej siostrze historie na dobranoc, spisywałem bajki w zeszytach szesnastokartkowych. Potem przyszło wymienianie się opowieściami fantasy z kolegami – jeden pisał o wampirach, drugi o wilkołakach; co tam akurat nas fascynowało. Oficjalnie natomiast zadebiutowałem w 2009 roku opowiadaniem Człowiek w masce, po wygraniu konkursu organizowanego przez Polcon. Podobnie jak Deus Ex Machina. Człowiek, który zniknął, opowiadanie było silnie inspirowane twórczością Philipa K. Dicka. I tak się to wtedy mniej więcej zaczęło: od konkursu do konkursu, sprawdzałem swoje siły w różnych gatunkach, śląc w międzyczasie mniej lub bardziej udane powieści do wydawnictw w nadziei, że któreś z nich oczarują moje historie. Nie jest jednakże tak łatwo wybić się na rynku wydawniczym, bo — jak widać — udało się dopiero teraz.

Udało się teraz, ale opowiadanie Deus Ex Machina pojawiło się już w antologii wydanej przez GMORK, prawda?

Zgadza się. Kiedy otrzymałem zaproszenie do udziału w antologii nowel neo-noir, Hardboiled, uznałem, że świetnie się do niej nada jedna z historii spod egidy Deus Ex Machina, mianowicie Chińska podróbka. Motyw przebiegłego, knującego Chińczyka to sztampa w klasycznych, czarnych kryminałach. Przetłumaczyłem również całą antologię na język angielski, przez co mocno zainteresowałem się wyrażeniami, metaforami i porównaniami używanymi w narracji typu hardboiled. Wykorzystałem to później, by ubarwić pozostałe śledztwa Valtera Fingo i nadać im odpowiedni ton. Wydanie pojedynczej nowelki w antologii to jednak zupełnie inne uczucie niż wydanie autorskiej książki. Pierwsze to jak zjeść cukierka, drugie to jak wziąć udział w hucznej imprezie jako gość honorowy.

Czy to wtedy, przy okazji antologii Hardboiled, powstał pomysł rozbudowania nowelki do wielkości książki?

Nie, Hardboiled pomogło mi tylko obrać odpowiedni kierunek. Deus Ex Machina to pomysł sprzed dobrych 10 lat – równocześnie wymyśliłem wtedy detektywistyczne sci-fi i space operę, oba w podobnym tonie, z wiecznie przekomarzającą się załogą. Niepotrzebnie zająłem się wówczas tym drugim, bo projekt musiał ostatecznie wrócić do szuflady. Po kilku latach powróciłem do Valtera Fingo i spółki, konkretniej do Aidoru Superstar. Następnie w ramach akcji NaNoWriMo w miesiąc powstały równocześnie Chińska podróbka i Wypadek w pracy, a Człowiek, który zniknął jako ostatni, wiosną kolejnego roku. Pomysłów na poszczególne śledztwa miałem jednak od początku znacznie więcej. Wybrałem te cztery na pierwszą książkę, gdyż najlepiej ukazują tematykę, którą chcę poruszać, i przedstawiają specyfikę moich, nie do końca normalnych, bohaterów. Kolejne czekają na realizację.

Kiedy narodziło się Twoje zamiłowanie do cyberpunku i neo-noir?

Po raz kolejny odniosę się do Philipa K. Dicka. To mój ulubiony autor sci-fi i wiele z jego utworów porusza tematy typowe dla cyberpunku: ciemne strony rozwoju technologicznego, przekraczanie granic człowieczeństwa, niebezpieczeństwa związane ze sztuczną inteligencją. A cyberpunk i noir, czy neo-noir, łączą się w naturalny sposób, co znakomicie wyczuł i pokazał Ridley Scott w adaptacji Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?. Zachwycałem się Łowcą androidów, jeszcze zanim zacząłem czytać Dicka, trudno mi jednak określić, kiedy dokładnie narodziło się zamiłowanie. Pamiętam na przykład do dziś odcinek Z archiwum X, w którym Mulder i Scully mierzyli się z wrogą AI. Po latach dowiedziałem się, że scenariusz napisał sam William Gibson. Być może więc od wczesnych lat dzieciństwa kiełkowała we mnie fascynacja cyberpunkiem. Pisząc Deus Ex Machina. Człowiek, który zniknął skupiałem się jednak na wchłonięciu jak największej ilości detektywistycznej sci-fi, niezależnie od klimatu czy podgatunku. Z tych najbardziej inspirujących mogę wymienić: Modyfikowany węgiel Richarda Morgana, Człowiek do przeróbki Alfreda Bestera, Pozytonowy detektyw Isaaca Asimova, Pistolet z pozytywką Jonathana Lethema, Na fali szoku Johna Brunnera, a także utwory, których zdaje się po polsku jeszcze nie wydano (a szkoda): The Fortunate Fall Raphaela Cartera, The Big Sheep Roberta Kroese, opowiadania o Magnusie Ridolphie autorstwa Jacka Vance’a oraz znakomite zagadki kryminalne Larry’ego Nivena zebrane w tomie Flatlander.

Dlaczego pierwszy wybór padł na space operę, a Valter Fingo został zepchnięty na margines? Możesz powiedzieć coś więcej o swoim pomyśle na tamtą książkę?

Cóż, pomysły na śledztwa Valtera Fingo były jeszcze wtedy na bardzo wczesnym etapie i czułem, że za mało znam się na kryminałach, by podjąć się napisania intrygującej zagadki – nawet jeśli pisząc o przyszłości mogłem sam ustalić pewne reguły. Inspiracji space operowych z kolei nie brakowało: Gwiezdne WojnyStar Trek, serial Firefly i filmy SerenityDiunaCzerwony KarzełFarscape. Marzyła mi się zatem własna przygoda w kosmicznych przestworzach. A że równocześnie interesowałem się tematyką piratów, powstał wszechświat wzorowany na Złotym Wieku Piractwa: abordaże, przemyt, rabowanie kosmicznych wraków i zła Kompania trzęsąca handlem (i nie tylko) na skolonizowanych planetach. A do tego: ludzie o nadprzyrodzonych zdolnościach, opartych na teorii wieloświata. Wszystkiemu, podobnie jak w Deus Ex Machina. Człowiek, który zniknął, towarzyszył lekko komediowy ton ze względu na obecność ekscentrycznej załogi. Jak to jednak bywa ze wszechświatem, rozrósł mi się on do tego stopnia, że potrzebowałbym stworzyć całą trylogię, by odpowiednio zakończyć rozpoczęte wątki. Na to nie byłem gotowy, więc postanowiłem zabrać się za inny projekt. Nie przewiduję, żebym kiedyś do tego wrócił, bo całość wydaje mi się dzisiaj nieco infantylna. Jeśli już sci-fi, to znacznie bardziej kameralnie. 😉

Deus Ex Machina. Człowiek, który zniknął - sprawdź ebook w TaniaKsiazka.pl

I w takim kierunku poszedłeś pisząc Deus Ex Machina. Mamy świadomość istnienia dużego świata, w którym podróże międzyplanetarne to codzienność, jednakże historie, które śledzimy są bardzo kameralne. Ten kontrast sprawia, że cały czas chce się więcej, a dostajemy tylko małe okruszki. Inspiracje innymi powieściami już znamy, więc zapytam o to jak powstały pomysły na bohaterów. Myślę, ze to ciekawa kwestia, ponieważ każdy z nich jest niesamowicie barwny. Po kolei, jeśli można. 🙂 — Valter Fingo

Dopracowując postać Fingo w książce, starałem się myśleć o nim jak o 50% Sherlocka Holmesa, 30% chandlerowskiego detektywa i 20% agenta Muldera. Przede wszystkim nie chciałem robić z niego kolejnego milczącego twardziela żłopiącego hektolitrami whiskey i palącego papierosa za papierosem. Ostatecznie jego główną motywacją jest rozwikłanie sprawy zaginionej żony, więc nie może się uganiać za przychodzącymi do biura femmes fatales. Otrzymał więc tylko klasyczny wizerunek i klasyczny talent do dedukcji, a charakter — własny i niepowtarzalny. Myślę, że najwcześniejszej inspiracji można się doszukiwać w opowiadaniach mojego drugiego ulubionego autora sci-fi, Henry’ego Kuttnera, o wynalazcy Gallowayu Gallagherze. Gallagher w każdej historii wymyśla genialne technologiczne rozwiązania; problem w tym, że umie tego dokonać jedynie, kiedy jest zalany w sztok. Później na kacu próbuje rozwikłać zagadkę tego, co dokładnie wynalazł i na czyje zlecenie. Fingo podchodzi do swoich klientów i spraw w bardzo podobny lekceważący sposób. Cała reszta jego postaci rozwinęła się jednak samoistnie i organicznie. Gdzieś tam, rzecz jasna, przebija się moja niechęć do konsumpcjonizmu i nadmiernego ufania technologii, ale poza tym Fingo powołał się do życia właściwie sam. Wystarczyło, że rozpoczął narrację pod swoim kapeluszem.

A przy nim cały czas przebywa asystentka Luca.

Luka Morgan nie bez powodu jest najbardziej zaciekawiona „dżapańską” kulturą – przede wszystkim w niej zawarłem swoje inspiracje ze świata mangi i anime, którymi to znajoma zainteresowała mnie mniej więcej w tym samym czasie, w którym narodził się pomysł na Deus Ex Machina. Tych inspiracji najwięcej widać, rzecz jasna, w Aidoru Superstar: hologramowa gwiazda Miraine Shiban to moja wariacja na temat popularnych, syntetycznych piosenkarek-vocaloidów, przede wszystkim Hatsune Miku. Poza tym, jeśli ktoś zna serial Darker than Black, może zauważyć pewne podobieństwa między głównymi bohaterami a członkami DXM. Fabuła traktuje jednak o zupełnie innych kwestiach, choć na kilka odcinków pojawia się też postać detektywa prowadzącego narrację w stylu hardboiled – i to postać raczej komiczna. Luka wykrystalizowała się bezpośrednio z tych japońskich kręgów. Fanom detektywistycznego sci-fi zwłaszcza polecam Un-Go. A poza tym… cóż, prywatny śledczy potrzebuje uroczej asystentki. Jakkolwiek HoloCielesna by ona nie była.

I zamykając detektywistyczne trio, poproszę jeszcze kilka słów o mocno wyróżniającym się Kotołaku. 🙂

O tak, Kłaczek ewidentnie skradł serca czytelników, choć wykreowałem go raczej na samolubnego, wygodnickiego megalomana. Może w tym cały jego urok — takie właśnie są koty… Pomysł na kota-cyborga wziął się z faktycznego projektu CIA Acoustic Kitty, w którym genialni inaczej amerykańscy agenci postanowili wszczepić kotu mikrofon, źródło zasilania i antenę w ogonie, aby szpiegować Sowietów. „Akustyczny kotek” został rzekomo potrącony przez taksówkę podczas pierwszego testu i z projektu czym prędzej zrezygnowano. Niezależnie od tego, czy jest to prawda, czy nie, uwielbiam tę historię, bo idealnie pokazuje, jak pewne potencjalnie przełomowe wynalazki potrafią — całkiem dosłownie — zderzyć się z prawdziwym życiem. Kwestia ludzkiej świadomości Kłaczka to już osobny zestaw inspiracji: przede wszystkim znakomite opowiadanie Paolo Bacigalupiego Kieszeń pełna dharmy, w której pojawia się zgrana na infokostkę świadomość Dalajlamy oraz dosyć nietypowo… fan fiction ze świata Harry’ego Pottera — James Potter and the Hall of Elders’ Crossing G. Normana Lipperta. Autor podjął się w powieści ambitnej próby wyjaśnienia magii za pomocą mechaniki kwantowej, w tym teleportacji. Głównym wątkiem był powrót czarodzieja Merlina, który tysiąc lat wcześniej rozpłynął się w powietrzu. Naprawdę (spoiler alert) była to jednak bardzo, bardzo opóźniona teleportacja, a jego atomy trwały przez cały ten czas, rozciągnięte w niebycie. Stąd też narodził się koncept dla pierwszej historii w mojej książce, Człowieka, który zniknął.

Wróćmy na moment do głównego bohatera — Valtera Fingo. Książka składa się z kilku oddzielnych spraw detektywistycznych, które dzięki pojedynczym elementom łączą się w jedną całość. Fingo motywowany jest (jak już wspomniałeś) chęcią rozwikłania sprawy zaginionej żony. Wątek ten zostaje wspomniany  kilkakrotnie, lecz mimo upływu czasu wciąż stoi w miejscu. Rozumiem, że pewne elementy związane z każdą z rozwiązanych spraw powoli poprowadzą Fingo w kierunku żony, ale na ten moment w tym temacie nic się nie dzieje. Skąd takie ostrożne podejście do rozwikłania największej zagadki?

Odpowiedź jest bardzo prosta: to dopiero początek przygód Valtera Fingo. Taką przynajmniej mam nadzieję. Póki co mamy zarys zagadki, w kolejnej książce planuję powiązanie kilku wątków plus pewną szalenie istotną wskazówkę w kwestii zaginięcia żony. Ale seria od początku była pomyślana jako swego rodzaju archiwum spraw niesamowitych — stąd wstęp napisany przez kolejną tajemniczą, ale ważną postać. Pojawią się więc sprawy dziejące się przed Człowiekiem, który zniknął, bezpośrednie sequele tych już istniejących, a także inne, póki co wspomniane tu i tam mimochodem, ale nie mające nic wspólnego z zagadką księżycowego promu, z którego pokładu wyparowała pani Fingo. A Valter, rozumiany czysto jako postać, potrzebuje długofalowego celu, do którego dąży. Odsłonięcie wszystkich kart na początku to nieszczególnie spektakularne zagranie; postać potrzebuje rozwoju, trudności, chwil zwątpienia, frustracji. Tak właśnie buduje się wiarygodnego i wartego zapamiętania bohatera, którym Fingo, jak mniemam po dotychczasowych opiniach czytelników, już jest.

Zgadza się. Nie miałem na myśli odsłonięcia kart, lecz czegoś, co pozwoli z niecierpliwością czekać na drugą książkę. Zabrakło mi po prostu dobrego, zaskakującego, podsycającego ciekawość cliffhangera. 🙂

Faktycznie, nic tego kalibru się nie pojawia — jedyne, co zaplanowałem jako niewyjaśnioną tajemnicę, to końcówka Wypadku w pracy. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale nie bez powodu zawarłem tam najwięcej informacji o zaginięciu żony Fingo. Ale póki co, w ramach pierwszej książki, chciałem raczej przedstawić cztery osobne historie, które można czytać w dowolnej kolejności; swego rodzaju próbkę tego, co świat Deus Ex Machina ma czytelnikom do zaoferowania. Po ciepłym przyjęciu teraz już wiem, że mogę iść dalej, próbować nowych konceptów i — przede wszystkim — szerzej zakroić najważniejsze wątki. W planowanej póki co dosyć luźno drugiej książce cliffhanger na pewno się pojawi. 😉

Czy zakładasz sobie określony czas w jakim powstanie kontynuacja przygód Valtera Fingo? Czy ta luźno planowana książka jest pierwsza w kolejce, czy w międzyczasie będziesz rozwijał całkowicie inną historię?

Co roku staram się brać udział we wspomnianej już listopadowej akcji NaNoWriMo. Wymogiem jest napisanie 50 000 słów w miesiąc. Możliwe, że w tym roku wezmę na warsztat właśnie drugą część Deus Ex Machina, chociaż pewności nie ma. Aktualnie pracuję nad poprawkami do powieści w klimatach Krzyku Wesa Cravena (choć nazwałbym to raczej „Krzykiem na kwasie„), powoli rozwijam też pomysł na bizarro slasher z morderczą mumią. Projektów na tapecie jest zatem więcej niż jeden. Urokiem tworzenia serii jako zbioru nowel jest jednak to, że nie muszę pisać wszystkich historii na raz. Dlatego myślę, że do połowy przyszłego roku na spokojnie powstanie pierwszy szkic kontynuacji przygód Valtera, Luki i Kłaczka. No, chyba że czytelnicy staną nade mną z batem i pogonią do pracy. 😉

W takim razie trzymam kciuki za rozwój dalszych historii ze świata Deus Ex Machina oraz za ciepłe przyjęcie przez czytelników Twoich pozostałych projektów. 🙂 Dziękuję bardzo za udzielenie wywiadu i mam nadzieję na spotkanie się przy okazji kolejnych przygód Valtera Fingo i spółki. 🙂

Również dziękuję, cała przyjemność po mojej stronie. 🙂

Wywiad przeprowadził Robert Rejmaniak.