wirus. G.M.

Graham Masterton, stawiany obok Stephena Kinga na czele mistrzów powieści grozy powraca z nową książką. Wirus, bo o nim mowa, ukazał się niedawno na polskim rynku nakładem wydawnictwa Rebis. Czy tym razem powieść przyprawi nas o gęsią skórkę? Ja już znam odpowiedź na to pytanie. Zapraszam do przeczytania mojej opinii na temat tej książki.

Wirus Grahama Mastertona – recenzja

Akcja powieści dzieje się w Londynie, w dzielnicy, w której diabeł mówi dobranoc. To właśnie do tutejszego posterunku policji zostaje przydzielony detektyw Jerry Pardoe, który był zbyt ambitny i niewygodny dla swoich poprzednich przełożonych. Mężczyznę poznajemy w momencie interwencji. Młody chłopak zatrzasnął się w kontenerze z używaną odzieżą. Kiedy Jerry myśli, że do końca życia zajmować się będzie tak poważnymi zgłoszeniami podjeżdża samochód, z którego wysiada sierżant Dżamila Patel i oznajmia, że od tej pory pracuje z nim przy sprawie makabrycznego samobójstwa młodej Pakistanki Samiry.

Wirus – czym Masterton próbuje nas zarazić?

Dżamila jest przekonana, że samobójstwo zostało ukartowane i ma do czynienia z zabójstwem honorowym, plagą wśród ortodoksyjnych muzułmanów (zachęcam do bliższego zapoznania się z tematem). Po przesłuchaniu najbliższej rodziny Samiry nie jest do tego przekonana. A kolejne morderstwa, coraz bardziej masakryczne, spędzają sen z powiek lokalnej policji. Co więcej, Jerry odkrywa, że powodem, dla którego spokojne, najnormalniejsze w świecie osoby zabijają swoich bliskich mogą być… ubrania! Jego przełożony zdaje się uważać detektywa za naćpanego, ale gdy na własne oczy widzi żądne mordu ubrania, przyznaje mu rację. Okazuje się, że trop może wieść aż na Litwę, a sytuacja wymyka się spod kontroli.

Wirus czy zbiorowa halucynacja?

Cóż mogę powiedzieć, żeby za dużo nie zdradzić… Wielbiciele mocnych wrażeń, obrazowych opisów masakr nie będą zawiedzeni. Ale sądzę, że mając na okładce nazwisko Mastertona i czerwone kółeczko 18+, można podejrzewać, co kryje zawartość. 😉 Czytałam tę książkę w pociągu i dobrze, że wysiadałam na końcowej stacji, bo mogłabym pojechać w siną dal! Mimo, momentami bardzo makabrycznych opisów (przypuszczam, że lekko zniesmaczona mina była powodem, dla którego nikt nie chciał się do mnie dosiąść) historia jest wciągająca. Dżamila wspomina swoją babcię i baśnie, które opowiadała przed snem, co poniekąd pomogło w śledztwie i złagodziło okrucieństwo sprawy, z jaką przyszło zmierzyć się londyńskiej policji.

Z tyłu książki pogrubiony napis ostrzega:

Kiedy sięgniesz po tę powieść, nie kupisz już niczego w second-handzie!

No cóż, powiedzmy że wyzwanie podjęłam i pisząc tę recenzję ukradkiem zerkam na swoją, ekhem, nową torebkę i nie wydaje się być taka groźna. 😉

Książkę możecie kupić tutaj.

ocena Ani
  • 7/10
    Jak mocno książka mnie wciągnęła? - 7/10
  • 7/10
    Jak oceniam styl pisania, język i warsztat autora? - 7/10
  • 8/10
    Czy bohaterowie wzbudzili sympatię? - 8/10
  • 6/10
    Czy poleciłabym książkę znajomym? - 6/10
7/10

Fragment recenzji

Akcja powieści dzieje się w Londynie, w dzielnicy, w której diabeł mówi dobranoc. To właśnie do tutejszego posterunku policji zostaje przydzielony detektyw Jerry Pardoe, który był zbyt ambitny i niewygodny dla swoich poprzednich przełożonych. Wielbiciele mocnych wrażeń nie będą zawiedzeni.