Recenzje

Recenzja: Przystań Wiatrów – George R.R. Martin, Lisa Tuttle

Przystań Wiatrów - George R.R. Martin, Lisa Tuttle

Przystań Wiatrów - George R.R. Martin, Lisa Tuttle Przystań Wiatrów – George R.R. Martin, Lisa Tuttle

Wyobraźcie sobie takie zdarzenie. W 1976 r. niejaki pan George Martin oraz pani Lisa Tuttle wzięli pióra do ręki i popijając cynamonową kawę napisali nowelkę. Po nominacji do nagrody Hugo, przemyśleli sprawę i w 1981 r. wydali już kompletną powieść zatytułowaną „Przystań Wiatrów. W Polsce, po raz pierwszy powieść ukazała się w 1996 r., ale dopiero w 2013 roku, dzięki Wydawnictwu Zysk i S-ka, doczekaliśmy się nowego wydania.

Ten odrobinę groteskowy wstęp miał osłodzić gorycz wszystkim, którzy mają nadzieję na jakiekolwiek podobieństwo z Pieśnią Lodu i Ognia. W książce nie doświadczycie wielkich bitew, knowania na królewskim dworze, zatrutego wina, czy też smoków.

Przystań Wiatrów opowiada o całkowicie innej rzeczywistości, w której pewna grupa ludzi ma zaszczyt nakładać skrzydła i poruszać się po niebie. Lotnicy, dzięki słabej grawitacji i odpowiednio wykorzystanym podmuchom wiatru, przemieszczają się pomiędzy wysepkami archipelagu, przenosząc ważne wiadomości.

Lotnicy wywyższali się ponad innych, „zwykłych” mieszkańców wysp. Zazdrośnie i wręcz z fanatyzmem strzegli swojego prawa do latania i niechętnie robili od niego jakiekolwiek wyjątki. Skrzydła dziedziczyło najstarsze dziecko lotników lub gdy ich nie było, rozporządzał nimi Zarządca poszczególnej wyspy.

Dzięki szczęśliwemu dla Maris – głównej bohaterki książki, zbiegu okoliczności, pewien bezdzietny lotnik, przygarnął ją i wyszkolił na bardzo dobrego lotnika. Niestety Maris nie nacieszyła się skrzydłami długo, bowiem lotnik doczekał się w końcu swojego dziecka i to jemu po osiągnięciu odpowiedniego wieku przysługiwało prawo do latania. Po dramatycznej walce o skrzydła i prawo do szybowania w powietrzu, Maris dopięła swego i pozwolono jej zachować skrzydła. Wydawać by się mogło, że sytuacja została już opanowana i ustabilizowana, ale uwierzcie mi, to tylko malutki kamyk zwiastujący lawinę przyszłych wydarzeń i komplikacji w hermetycznym świecie lotników.

Książka składa się z trzech głównych części i jest wędrówką przez życie Maris, od jej najmłodszych lat, aż do łoża śmierci. Nie jest to lektura sielankowa. Nie raz, po jakimś fragmencie przystawałem na chwilę, aby podumać nad tym, co przeczytałem. Książka zmusza do refleksji m.in. o przemijaniu, o akceptacji, czy dążeniu do spełnienia swoich marzeń. Pomimo całej konwencji fantasy, można by uznać Przystań Wiatrów za powieść obyczajową.

Nie wiem na ile odpowiedzialny za treść jest Martin, a ile Tuttle (o tej pani wcześniej nie słyszałem), ale czuć wyraźnie pióro twórcy Pieśni Lodu i Ognia przy opisach głównych bohaterów. Nie są one tak drobiazgowe i skrupulatnie, jak w świecie Westeros, ale na tyle dobre by zacząć kibicować dla Maris i jej przyjaciół.

Książkę polecam tym którzy mają chęć poeksplorować całkowicie inny świat, który w jakiejś części zrodził się w głowie twórcy Gry o Tron oraz tym, których nie odstraszają silne, często pejoratywne emocje. Z problemami natury ludzkiej poruszanymi w książce większość z nas mogła się spotkać w swoim życiu lub jeszcze się spotka, a jeśli nie, to wrażliwość na losy innych i empatia sprawi, że będziemy lepszymi ludźmi na co dzień.