Książki biograficzneRecenzje

Maria Czubaszek. W coś trzeba nie wierzyć – recenzja książki Violetty Ozminkowski

Maria Czubaszek. W coś trzeba nie wierzyć - recenzja książki Violetty Ozminkowski

Ponoć Violetta Ozminkowski przekomarzała się kiedyś z Marią Czubaszek, że jeśli artystka nie poczęstuje jej papierosem, Ozminkowski napisze jej biografię. Jak widać, musiało tego papierosa zabraknąć, bo w pięć lat po śmierci znanej satyryczki ukazała się książka pt. Maria Czubaszek. W coś trzeba nie wierzyć, którą miałam ogromną przyjemność przeczytać i zrecenzować.

Maria Czubaszek. W coś trzeba nie wierzyć - recenzja książki Violetty Ozminkowski

Serwus, jestem nerwus

Artystka „nienachalnej urody” i niezapomnianego temperamentu, mistrzyni riposty. Zapalona palaczka, kochała psy, nie znosiła zdrowego trybu życia i podróżowania. Marii Czubaszek nie sposób pomylić z nikim innym, choć w jej życiu był okres, w którym spekulowano, że tak naprawdę nie istnieje, a pod jej nazwiskiem teksty wydaje kilku satyryków.

Czytelników, słuchaczy i widzów przez lata czarowała osobowością i talentem satyrycznym, w większości znamy ją więc z tej „jasnej”, humorystycznej strony. Dzięki książce Violetty Ozminkowski mamy okazję przyjrzeć się życiu prywatnemu Marii Czubaszek, w którym niestety nie brakowało także i ciemnych epizodów, w tym kilkukrotnych prób samobójczych.

Jeśli więc liczycie na kopalnię niepublikowanych dotąd złotych myśli i anegdot spod pióra Marii Czubaszek – ta książka to nie jest właściwy adres. Tutaj to nie twórczość Czubaszek jest na pierwszym miejscu. To jest opowieść o Niej – o blaskach i cieniach jej życia.

Maria Czubaszek. W coś trzeba nie wierzyć – recenzja

„Ja mam jedną zaletę – nie traktuję siebie poważnie” – tak mówiła o sobie Maria Czubaszek.

Ta książka została napisana jak najbardziej na poważnie, ale absolutnie nie jest to jej wadą. Nie znajdziecie tu wydumanych laurek czy sztucznych pomników „ku czci”. Przeczytacie za to serdeczną opowieść od serca. Gdybym miała jednym słowem opisać tę książkę, napisałabym: „czuła”. Pisana jakby z tęsknoty za kimś bliskim, kogo już nie ma.

W treści znajdziemy opisy wielu zabawnych sytuacji, ale zaglądamy również za maskę uśmiechu i zasłonę riposty. W tekście pojawiają się fragmenty napisane nie tyle z perspektywy biografa, ile narratora opowieści, który przedstawia nam myśli Marii lub dialogi, jakie mogła prowadzić z różnymi osobami.

Wszystko jednak z wyczuciem i szacunkiem dla Marii Czubaszek, która nie lubiła opowiadać za dużo o sobie i swojej przeszłości.

Zając i Zajączka, czyli niezwykłe małżeństwo

Na przykład Zając nigdy nie powiedział konkretnie: wyjdź za mnie za mąż. Nie, nie prosił jej o rękę nigdy, ani o nogę, ani o kawałek palca, ani o żadną część ciała.

W czasie pracy nad książką Violetta Ozminkowski odwiedziła męża artystki, Wojciecha Karolaka, uznanego jazzmana. Rozmawiała z nim o niecodziennym małżeństwie z Marią i o codzienności bez niej.

Małżonkowie zwracali się do siebie „Zając” i „Zajączka”. Ich relacja nie należała do najłatwiejszych – mierzyli się z alkoholizmem Wojciecha i współuzależnieniem Marii. Byli jednak dla siebie stworzeni, żyli razem, a jednocześnie obok siebie, w niepowtarzalnej symbiozie. Wojciech Karolak wspomina wspólne wzloty i upadki, a z jego opowieści wyłania się „namalowany” z oddaniem i czułością portret Marii.

Opowieści ludzi i rzeczy

Dlatego w pokoju Marii nic nie jest ruszone. Pantofelki stoją tam, gdzie stały. Portfelik leży tam, gdzie leżał. Trzeba było tylko kaskę włożyć głębiej, tak by nie wystawała z porftela, bo ona lubiła porządek. Trzeba codziennie zapalić światło na noc, potem zgasić i znów zapalić.

Nawet zegar jest nastawiony, żeby szedł sobie dalej.

Poza opowieściami Wojciecha i przytaczanymi lub „dopowiadanymi” przez autorkę historiami, w tej książce o Marii „mówią” też rzeczy, które po niej zostały. Tekst uzupełniają czarno-białe fotografie, skany odręcznych notatek, telegramów, wycinków z gazet, które dodają książce osobistego charakteru.

Oglądając je, miałam wrażenie, jakbym zaglądała do pudełka z pamiątkami po bliskiej osobie. Najbardziej ujęły mnie rysunki autorstwa męża satyryczki, Wojciecha Karolaka, z zajęczymi postaciami przedstawiającymi jego i Marię, którymi okraszał liściki zostawiane żonie w różnych codziennych sytuacjach.

Violetta Ozminkowski Maria Czubaszek. W coś trzeba nie wierzyć

Maria Czubaszek. W coś trzeba nie wierzyć – podsumowanie recenzji

Jeśli jesteście fanami Marii Czubaszek (ja jestem), myślę, że nie będziecie zawiedzeni tą książką, nawet jeśli bardziej interesuje Was twórczość artystki niż jej biografia. Mnie zdecydowanie złapała za serce: w czasie lektury wiele razy i uśmiechałam się i wzruszałam. Z czystym sumieniem polecam Wam tę słodko-gorzką opowieść.

Recenzowaną książkę znajdziecie TUTAJ >>

Zobacz także:

Moja ocena
  • 10/10
    Jak mocno książka mnie wciągnęła? - 10/10
  • 10/10
    Jak oceniam styl pisania, język i warsztat autora? - 10/10
  • 9/10
    Czy warto przeczytać tę książkę ponownie? - 9/10
  • 10/10
    Jak oceniam estetykę książki (przejrzystość, szata graficzna, fotografie)? - 10/10
9.8/10

Fragment recenzji

Nie znajdziecie tu wydumanych laurek czy sztucznych pomników ku czci. Przeczytacie za to serdeczną opowieść od serca. Gdybym miała jednym słowem opisać tę książkę, napisałabym: „czuła”. Pisana jakby z tęsknoty za kimś bliskim, kogo już nie ma. W treści znajdziemy opisy wielu zabawnych sytuacji, ale zaglądamy również za maskę uśmiechu i zasłonę riposty