Książka Somebody to love

Książka Somebody to love, autorstwa Matta Richardsa i Marka Langthorne’a to biografia legendy muzyki rockowej, jakim był, a w sumie nadal jest Freddie Mercury. Chociaż nie tylko o nim tu mowa. Nie jest żadną tajemnicą, że umarł on młodo na skutek AIDS. Nie dziwi mnie więc fakt, że i ten temat został w książce szeroko poruszony.

Parę słów o Somebody to love

Podtytuł biografii brzmi Życie, śmierć i spuścizna Freddiego Mercury’ego. I w takiej mniej więcej kolejności poznajemy historię chyba najsłynniejszej Królowej na świecie. 😉 Książka podzielona jest na cztery części. Najpierw poznajemy genezę wirusa HIV, by potem płynnie przejść do narodzin Farrokha Bulsary. Tak bowiem nazywał się Freddie. Nie będę streszczać Wam jego drogi spod Bombaju do Londynu, absolutnie! Niesamowite jest, jak Freddie potrafił mimo trudności wkręcić się w skład zespołu, w którym chciał śpiewać. Jak potrafił przekonać do zmiany wizerunku scenicznego, a następnie do zmiany nazwy zespołu. Chociaż wielbiły go setki tysięcy ludzi, on sam jednak był okropnie samotny wśród tego tłumu. Żył w związku z kobietą, Mary, która była natchnieniem do napisania wielu piosenek. Jednak ciągle toczył walkę ze swoją tożsamością. Nie sposób mu odmówić hulaszczego życia, słynął z wystawnych przyjęć, licznych kochanków, ale nieliczne osoby, w tym Mary, zostali z nim do końca.

Wiele stron w tej książce zostało poświęconych HIV. Z góry zakładano, że jest to choroba homoseksualistów, tak też brzmiała jego początkowa nazwa. A że kojarzyli się oni tylko i wyłącznie z całym złem tego świata, to nie mogli liczyć ani na zrozumienie, ani na efektywne leczenie. Nic więc dziwnego, że nawet Freddie, gdy  poznał wyniki badań (powtarzanych wielokrotnie), nie podzielił się z bliskimi tą informacją od razu.

Książka Somebody to love – recenzja

Autorzy wykonali kawał naprawdę świetnej roboty. Rozmawiali z kim tylko się dało. Z resztą zespołu, Mary, znajomymi, dziennikarzami. Przytaczają obszerne fragmenty wywiadów, również te z Freddiem. Skrupulatnie notowali, jaki przebój święcił największe triumfy w Wielkiej Brytanii, a który totalnie nie podchodził Amerykanom. Jakie były okoliczności powstania nieśmiertelnego Bohemian Rhapsody, ale i innych piosenek również. Zachęcam Was do jednoczesnego słuchania utworów, o których mowa w książce. 🙂 Dowiadujemy się, jaki wpływ miał Mercury na ludzi, a także odwrotnie. A już mistrzowskie są wspomnienia z koncertu Live Aid w 1985 roku! Ileż bym dała, żeby tam być!

Rzadko sięgam po biografie, bo czasem mam wrażenie, że są za mało obiektywne. Że to od nastawienia autorów zależy, jak przedstawią daną postać. Przy lekturze Somebody to love nie czułam tego. Mercury wielkim artystą był, ale i kawałkiem niesamowitego skurczybyka! Momentami naprawdę miałam ochotę powiedzieć „no kurczę, doigrał się!”, ale z drugiej strony miałam oczy pełne łez i to zarówno ze śmiechu, jak i smutku.

Jestem umiarkowanie zaznajomiona z twórczością zespołu Queen, nie przeczę. Niesamowitym przeżyciem było słuchanie znanych i odkrywanie innych utworów podczas czytania Somebody to love. Ale myślę, że nawet jeśli uwielbiacie QUEEN od dawna i moglibyście wygrać teleturniej ze znajomości ich twórczości, to i tak będziecie zachwyceni tą książką. Podejmiecie wyzwanie? 😉 Mimo że Freddiego już z nami fizycznie nie ma, to jest właśnie ta tytułowa spuścizna. Rzesze fanów, którzy może narodzili się już po śmierci Legendy. Nieśmiertelna muzyka. W jednym utworze Freddie śpiewa „Who wants to live forever?„. Czy chciał, czy nie – on będzie z pewnością żył wiecznie.

Książkę znajdziecie tutaj.

Moja ocena
  • 10/10
    Jak mocno książka mnie wciągnęła? - 10/10
  • 9/10
    Jak oceniam styl pisania, język i warsztat autora? - 9/10
  • 10/10
    Czy książka nadaje się na prezent? - 10/10
  • 10/10
    Wizualna ocena książki - 10/10
9.8/10

Fragment recenzji

Somebody to love, autorstwa Matta Richardsa i Marka Langthorne’a to biografia legendy muzyki rockowej, jakim był, a w sumie nadal jest Freddie Mercury. Autorzy wykonali kawał naprawdę świetnej roboty. Rozmawiali z kim tylko się dało. Z resztą zespołu, Mary, znajomymi, dziennikarzami. Rzadko sięgam po biografie, bo czasem mam wrażenie, że są za mało obiektywne. Że to od autorów zależy, jak przedstawią daną postać. Przy lekturze Somebody to love nie czułam tego. Mimo że Freddiego już z nami fizycznie nie ma, to jest właśnie ta tytułowa spuścizna. Rzesze fanów, którzy może narodzili się już po śmierci Legendy.