Czytelnia

Fragment: Sunset Limited – Cormac McCarthy

Sunset Limited - Cormac McCarthy

Cormac McCarthy zastosował ciekawy zabieg. Dwóch facetów siedzi i rozmawia o sensie życia i Bogu. Bez fajerwerków i wartkiej akcji, tylko rozmowa, rzeczowa konwersacja-pojedynek zupełnie odmiennych charakterów. Zachęcamy do lektury fragmentu „Sunset Limited”.

Sunset Limited - Cormac McCarthy Sunset Limited – Cormac McCarthy

W ekranizacji tego dzieła Cormaca McCarthy’ego zagrali Samuel L. Jackson i Tommy Lee Jones.

W nowojorskim ciasnym mieszkanku spotykają się Czarny i Biały – uniwersytecki profesor, który utracił sens życia i żyje w świecie bez Boga i były więzień, który wierzy w wielki plan, według którego toczy się życie na Ziemi. W ich dyskusji ścierają się dwa odmienne światopoglądy. Który zwycięży?

Fragment książki:

CZARNY A jakbym ci opowiedział historię z mamra? Zostałbyś?

BIAŁY Dobrze, na chwilę zostanę.

CZARNY Brawo. No dobrze. Oto moja historia.

BIAŁY Prawdziwa?

CZARNY A jakże. Prawdziwa historia. Innych nie znam.

BIAŁY Słucham.

CZARNY No dobra. Stoję w kolejce po żarcie, dostaję swoją porcję, a ten czarnuch, co za mną zajął miejsce, się wpycha pod chochlę. Mówi, że fasola zimna, i chochlę wciska do gara. A fasola z gara chlust na mnie. Nie robiłbym draki z powodu jakiejś fasoli, wiadomo, ale wpienić to się trochę wpieniłem. Bo dopiero włożyłem czyste ubranie, no wiesz, khaki, koszula i spodnie, a dawali nam tylko dwa komplety na tydzień. No to mu mówię, facet, uważaj, coś w tym rodzaju. Pilnuję swojego nosa, myślę, coby odpuścić. Odpuścić sobie. Ale wtedy ten koleś coś do mnie mówi, no to się odwracam i patrzę na niego, a naonczas on wbija mi nóż. Nawet nie zobaczyłem kiedy. Krew tryska. I cobyś nie myślał, że to był kozik własnej roboty, o nie, włoski sprężynowiec jak się patrzy. Taki z tych srebrno- czarnych. A ja nic, tylko zanurkowałem pod poręcz i wziąłem złapałem za nogę od stołu, a ta po prostu puściła, jakby się odkleiła. Na końcu sterczała taka wielka śruba i, no, zacząłem tym walić czarnucha w łeb i nie przestawałem. Waliłem tak długo, że już nie było widać, że to ludzka głowa. Śruba się tak wbiła, że musiałem stanąć na tym kolesiu, cobym ją wyciągnął.

BIAŁY Co on powiedział?

CZARNY Co powiedział?

BIAŁY Znaczy wcześniej, w kolejce.

CZARNY Nie będę powtarzał.

BIAŁY To nie fair.

CZARNY Fakt.

BIAŁY No właśnie.

CZARNY Hm. Ja ci tu opowiadam najprawdziwszą pod słońcem krwawą historię z mamra. Autentyk. A ty nie potrafisz sobie dopowiedzieć, co czarnuch mówił?

BIAŁY Musisz używać tego słowa?

CZARNY Tego słowa?

BIAŁY No tak.

CZARNY Jakoś mocno opornie nam idzie, co?

BIAŁY Bo nie wydaje mi się to konieczne.

CZARNY Nie chcesz słyszeć słowa „czarnuch”, ale będziesz się czepiał, bo nie powtórzę ci tych strasznych pierdół, które ten czarnuch wygadywał?

BIAŁY Po prostu nie rozumiem, dlaczego musisz używać tego słowa.

CZARNY Bo to moja historia, tak czy nie? Poza tym nie przypominam sobie, coby tam byli Afroamerykanie albo kolorowi. O ile pamiętam, była tam po prostu banda czarnuchów.

BIAŁY Mów dalej.

CZARNY W którymś momencie wyciągnąłem kosę i coś mi się widzi, że rzuciłem ją na podłogę. Przez cały czas jak naparzam tego czarnucha w łeb, jego kumpel szarpie mnie od tyłu. Ale drugą ręką się uchwyciłem poręczy i nigdzie się nie wybieram. I nie wiem, że ten drugi koleś wziął nóż i próbuje mi wypruć nim flaki. Wreszcie poczułem krew, to się obracam i walę go w łeb, aż przekoziołkował po podłodze, ale wtedy już wcisnęli guzik, alarm wyje, wszyscy leżą grzecznie, blokada, strażnik na podeście celuje we mnie z karabinu i wrzeszczy, cobym rzucił broń i położył się na podłodze. Zaraz by mnie ustrzelił, ale porucznik wbiega i krzyczy do niego, coby nie strzelał, i mówi mi, cobym rzucił tę pałkę, i patrzę dokoła, i widzę, że tylko ja stoję. Widzę, że spod lady sterczą giry tego czarnucha, bo tam wlazł, no to upuściłem tę nogę, a potem to już nie bardzo pamiętam, co było. Powiedzieli, że straciłem prawie połowę krwi. Pamiętam, że się ślizgałem, ale myślałem, że to krew tamtego.

BIAŁY (oschle) Niezła historia.

CZARNY Taa. Ale to dopiero wstęp do tej właściwej.

BIAŁY Czy tamten człowiek umarł?

CZARNY Nie. Wszyscy przeżyli. Myśleli, że kojfnął, ale nie. Nie wydobrzał do końca, więc nie miałem z nim więcej problemów. Stracił oko i łaził z przekrzywioną głową i jedna ręka mu wisiała. Gadał opornie. W końcu go wzięli i przenieśli do innego zakładu.

BIAŁY Ale to nie cała historia?

CZARNY Nie.

BIAŁY No to co się dalej stało?

CZARNY Obudziłem się w szpitalu. Jak już mnie zoperowali. Śledzionę miałem rozprutą. I wątrobę. Nie wiem, co jeszcze. Omal nie kojfnąłem. Zszyli mnie do kupy, dwieście osiemdziesiąt szwów. Bolało. Nie wiedziałem, że może tak bardzo boleć. Ale i tak skuli mi nogi łańcuchem i kajdankami przypięli do łóżka. Dasz wiarę? No i leżę tam, i słyszę głos. Tak wyraźnie, że nie wiem. Wyraźniej nie można. I ten głos mówi: gdyby nie łaska Boża, nie byłoby cię tutej. Człowieku. Próbowałem się podnieść, coby się rozejrzeć, ale nie mogłem się ruszyć, wiadomo. I tak niepotrzebnie próbowałem. Bo nie było żywego ducha. Znaczy się, owszem, ktoś był, ale bez sensu się za nim rozglądać, bo i tak bym go nie zobaczył.

BIAŁY Nie wydaje ci się, że to dziwna historia?

CZARNY Oj wydaje.

BIAŁY Chodzi mi o to, że nie było ci żal tamtego człowieka.

CZARNY Przeskakujesz do przodu.

BIAŁY Nie było ci żal współwięźnia, który oślepł na jedno oko i został półgłówkiem, żebyś ty mógł odnaleźć Boga.

CZARNY O rany.

BIAŁY A nie jest tak?

CZARNY Nie wiem.

BIAŁY Nie pomyślałeś o tym w ten sposób?

CZARNY Pomyślałem, a jakże.

BIAŁY I?

CZARNY I co?

BIAŁY Czy nie na tym właśnie polega sens tej historii?

CZARNY Bo ja wiem. Nie chcę drzeć z tobą kotów. Widzi mi się, że strasznie ci zależy, coby to była prawda. No więc odpowiem, że można na to i tak spojrzeć. Zgoda, niech będzie. Muszę ciągle podkręcać twoją ciekawość.

BIAŁY Żeby mnie dalej podpuścić?

CZARNY Nie masz nic przeciwko?

BIAŁY A potem co? Jak to było? Nabić w butelkę?

CZARNY Musisz pamiętać, że to historia z mamra.

BIAŁY Dobrze.

CZARNY I sam o nią prosiłeś.

BIAŁY Zgadza się.

CZARNY Bo sęk w tym, profesorze, że nie mam bladego pojęcia, czym kieruje się Bóg. Nie wiem, dlaczego do mnie przemówił. Ja bym tak nie zrobił.

BIAŁY Ale go wysłuchałeś.

CZARNY A miałem wybór?

BIAŁY Nie wiem. Może mogłeś nie słuchać?

CZARNY A jak to się robi?

BIAŁY Po prostu się nie słucha.

CZARNY Myślisz, że on chodzi i mówi do takich ludzi, o których wie, że go nie będą słuchać? Myślisz, że ma tyle wolnego czasu?

BIAŁY Rozumiem twój argument.

CZARNY Jakby nie wiedział, czy jestem gotowy słuchać, nie powiedziałby ani jednego słowa.