Recenzje

Dwór cierni i róż – recenzja książki Sarah J. Maas

Chciałam, uwierzcie mi, chciałam przebrnąć przez książkę Dwór cierni i róż, ale mniej więcej w ⅓ poległam. I wcale nie dlatego, że historia była słaba, a nawet nie dlatego, że miała być interpretacją Pięknej i Bestii, ale dlatego, że chemia pomiędzy dwójką bohaterów w skali od 1-10 plasowała się na marnej 2, a szkoda, bo potencjał zdecydowanie tam był…

Dwór cierni i różKiedy zapytałam moją, równie zbzikowaną na punkcie książek koleżankę o opinię na temat tego tytułu, w skrócie – czy warto, zauważyłam wyraźny brak entuzjazmu. Jednak postanowiłam dać jej szansę, ponieważ wiem, że nie każdemu podoba się to samo, poza tym książka ma naprawdę niezłe recenzje i bardzo dobre oceny na goodreads.com, co dla mnie jest jednym z wyznaczników, przy wyborze książek do czytania.

Zacznę może od pozytywów, żeby nie było, że ich nie dostrzegłam. Książka ma naprawdę ciekawą fabułę. Od razu wiedziałam, że ma coś wspólnego z Piękną i Bestią, prawdę mówiąc zadziałało to na mnie nieco zniechęcająco, kiedy jednak zaczęłam czytać tę książkę, zauważyłam u siebie objawy ekscytacji. Dziewczyna jest fajterką, walczy o życie swojej rodziny, co prawda ta rodzina szczególnie tego nie docenia, ale ona twardo próbuje wypełnić złożoną matce przysięgę. Jest więc odpowiedzialna za życie dwóch sióstr, myślących tylko o zbytkach i sparaliżowanego ojca, który nawet nie daje jej jako takiego wsparcia psychicznego. Feyre dźwiga więc naprawdę sporo na swoich młodych barkach. Pewnego dnia, kiedy próbuje upolować obiad, zabija przy okazji wilka. Okazuje się, że nie było to prawdziwe zwierzę, ale jeden ze starodawnych, mrocznych duszków-elfów, które władały niegdyś całą Ziemią. Warto dodać, że ludzie potwornie się ich boją i spotkanie z którymś z nich zwykle kończy się dla nich śmiercią. Dziewczyna nie zdaje sobie sprawy, z tego co zrobiła i “wesoło” żyje sobie dalej. Pewnego dnia musi jednak zapłacić za swój czyn, a ceną będzie jej życie. Po odbiór zapłaty przybywa Bestia i tak zaczyna się relacja Feyre i Tamlina.

W każdym razie wszystko zapowiadało się naprawdę ekscytująco, tylko zabrakło w tej całej historii polotu. Może myślicie sobie, że się nie znam ale zapewniam Was, że w ostatnim czasie czytałam kilka naprawdę niezwykle ekscytujących książek z tego gatunku. Wystarczy, że wymienię Angelfall, Shadows, a nawet Fighting destiny (jeżeli już mamy mówić o książkach, których fabuła dotyczy konkretnie świata duszków, dla nas bardziej zrozumiałych jako Elfy). W tych historiach czujemy ekscytujące napięcie pomiędzy dwójką głównych bohaterów, iskry, które przepływają między nimi podczas każdego pojedynczego spotkania i budują powoli wspaniałą, wywołującą rumieńce na twarzy relację miłosną. Jak wiemy, także i ta książka należy do romansu, a więc od tego gatunku wymaga się pewnych konkretnych emocji. Tutaj tego brakuje.

Sama Feyre naprawdę miejscami działała mi na nerwy. Cierpliwie znosi narzekania swojej rodziny, która nie kiwa palcem, żeby jakkolwiek zapełnić obiadowy garnek. Zamiast dziękować dziewczynie, że od świtu lata po lesie narażając swoje życie, oni tylko mają kolejne wymagania. W świecie duszków też nie jest lepiej. Właściwie, to co czuje Feyre jest dla nas tajemnicą, ponieważ dziewczyna nie zdradza zbyt wiele. Prawdę mówiąc, książka jest naprawdę luźną interpretacją Pięknej i Bestii, bo zbyt wielu nawiązań do samej baśni tutaj nie odnalazłam… może to i dobrze, ponieważ z bajek już dawno wyrosłam. Istnieje oczywiście możliwość, że po prostu książka jest skierowana do młodszego czytelnika, ale uwierzcie mi ostatnio lubuję się w gatunku New Adult i Young Adult i wiele z nich należy do moich ulubionych.