Bali Tinder, wolność i relacje – recenzja książki Kasi Pieluszki

Nie ważne jak daleko wyjedziesz. Od samego, samej siebie nie uciekniesz. Czym jest wolność w relacjach? O tym pisze Kasia Pieluszka w swojej książce – Bali Tinder.

Bali Tinder, wolność i relacje – recenzja książki Kasi Pieluszki

Bali Tinder jak Hotel Paradise

Kasia Pieluszka pisze o relacjach damsko-męskich nawiązywanych na rajskiej wyspie. Na Bali. Niestety z jej książką relacji nawiązać nie mogłem. Jakaś niewidzialna bariera nie pozwalała mi na to. W miarę upływu stron dotarło do mnie, w czym rzecz. Ta książka jest powierzchowna, zupełnie jak Tinder i tu przynajmniej autorka trafiła z tytułem.

Historie, z których się składa, są w zasadzie takie same, zmieniają się imiona i używki. Poznajesz kogoś na imprezie, pijesz, palisz, śpisz z kimś. Części z tego, co się działo, nie pamiętasz. Ten cykl się powtarza. Bawisz się dalej, choć czasem dopada Cię moralniak, ale pomimo to swoje eskapady przedstawiasz jako coś fajnego. Właśnie streściłem ponad 200 stron tej książki.

To trochę tak, jakby ktoś zamknął w okładki Hotel Paradise. Nie chodzi mi o to, że potępiam taki styl życia, niech każdy żyje, jak chce. Chodzi mi o to, że w zasadzie nic ciekawego z tej książki się nie dowiedziałem poza tym, że ludzie żyjący na Bali mają problemy ze sobą.

Fundamentem Canggu i Seminyak są traumy, rozczarowania, uzależnienia, psychodeliki, czasami zaburzenia psychiczne oraz dużo piękna, pieniędzy lub talentu.

Wygląda na to, że wyjazd na Bali jest ucieczką przed światem i zatopieniem się w hedonizmie. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że nie wierzę autorce. Dlaczego? Bo z jej książki bije smutek i pustka ukrywające się za fasadą przebojowości i bezkompromisowości.Bali Tinder, wolność i relacje – okładka książki Kasi Pieluszki

Bali Tinder – recenzja książki

Książkę Kasi Pieluszki czyta się szybko, autorka pisze lekko, prosto, momentami wulgarnie. Miejscami tekst jest wytłuszczony, by podkreślić jakiś fragment. Teoretycznie głębszą myśl, która często okazuje się frazesem, np.:

Mężczyźni mogą być pewni wielu rzeczy, ale nigdy nie przewidzą zachowania kobiety.

Czy to naprawdę zasługuje na wytłuszczenie? Momentami miałem wrażenie, że autorka pisze o wychodzeniu poza schemat, ale sama grzęźnie w stereotypach o mężczyznach, kobietach i relacjach damsko-męskich.

Uwaga, kolejny wytłuszczony przez autorkę cytat:

Tu chciałabym podkreślić, że wbrew powszechnemu przekonaniu, to nie tylko mężczyzna decyduje o ślubie.

Jako mężczyzna stwierdzam, że to oczywiste, że nie tylko facet decyduje o ślubie, przecież wiadomo, że decyduje o tym też kobieta – jego mama. Koniec żartu, można się śmiać. Odnoszę wrażenie, że autorka pisze takie rzeczy, choć z przekąsem, to na poważnie. Zupełnie to do mnie nie trafia.

Ciekawe tematy potraktowane powierzchownie

Przez całą książkę autorka próbuje udowodnić, jak to fajnie jest być niezależną singielką na rajskiej wyspie, a z jej opowieści wynika, że trafiła tam po trzech nieudanych związkach. Będąc na wyspie, znowu nie może poradzić sobie z kolejną, wydaje się toksyczną, relacją z pewnym Hiszpanem.

Ciekawym zabiegiem są screeny sms-ów, ułożone w dialogi. Wprowadzają intymność i prawdziwość, ale to chyba wszystko, co dobrego mogę napisać o tej książce. Szkoda, bo wolność w relacjach, wykraczanie poza normy społeczne, przełamywanie tabu i wyzwolenie się z patriarchatu to ciekawe i warte poruszenia tematy, ale niestety potraktowane przez autorkę po macoszemu.

Dlaczego? Nie odpowiem na to pytanie, sami możecie podjąć się próby odpowiedzi, czytając książkę Kasi Pieluszki. Na własną odpowiedzialność.

 

Kasia Pieluszka jest podróżniczką, redaktorką, właścicielką agencji social media, autorką bloga.
Jej książka ukazała się nakładem wydawnictwa Novae Res i dostępna jest tutaj: Bali Tinder.


Autor recenzji: Łukasz Kozłowski

Recenzja Łukasza
  • 5/10
    Jak mocno książka mnie wciągnęła? - 5/10
  • 5/10
    Jak oceniam styl pisania, język i warsztat autora? - 5/10
  • 1/10
    Czy warto przeczytać tę książkę ponownie? - 1/10
  • 4/10
    Czy poleciłbym ją znajomym? - 4/10
3.8/10

Fragment recenzji książki "Bali Tinder"

To trochę tak, jakby ktoś zamknął w okładki Hotel Paradise. Nie chodzi mi o to, że potępiam taki styl życia, niech każdy żyje, jak chce. Chodzi mi o to, że w zasadzie nic ciekawego z tej książki się nie dowiedziałem poza tym, że ludzie żyjący na Bali mają problemy ze sobą.